poniedziałek, 30 stycznia 2017

O czekaniu

Niedługo kończę pierwszą część projektu 😀 nareszcie zmrużę oko bez stresu. 
Wczorajszy dzień nareszcie słoneczny. Całe popołudnie spacerowaliśmy po lesie a nasza szalona mordka biegała za sarnami ; ) 




Czas ucieka przez palce, odhaczam kolejny tydzień w kalendarzu, każda chwila zbliża mnie do spełnienia moich marzeń. Tak sobie to tłumaczę, dlatego łatwiej jest czekać na ten wyjątkowy moment. Mówię sobie, że będzie dobrze. Tyle czekania, poświęceń, wyrzeczeń... I to wszystko miałoby się nie udać ?  Wiem, że to loteria a ja nigdy nie miałam szczęścia w rozgrywkach, wszystko osiągnęłam  dzięki własnej pracy ale... tym razem chcę mieć Nadzieję, chcę się nią karmić każdego dnia, wierząc, że to ja będę wkońcu tulić własne dziecko. Bo właściwie co mi szkodzi marzyć i mieć Nadzieję ?Dlaczego mi nie wolno? Czy w razie porażki upadek będzie mniejszy? Gorzej nie będzie😉😂  
Mamy siebie, wspieramy się, chociaż On czasami ciągnie mnie w dół... jest mi trudno z tym, bo wiem, że On jeszcze tego nie przepracował. Wiem, że boi się kolejnego badania nasienia-czy coś tam będzie, czy uda się coś zamrozić. On chce mieć już to z głowy, ale wiem, że lepiej się jeszcze wstrzymać, bo ostatnio miał dość mocno podwyższoną prolaktynę. W związku z tym w sierpniu, dosłownie kilka dni po kolejnej rocznicy naszego ślubu, idzie do szpitala. Na kilka dni. Zrobią mu szereg badań, a w szczególności rezonans przysadki z kontrastem. W pierwszej chwili poczułam niepokój, chociaż doskonale wiedziałam, że to go czeka.Ale przecież wszystko będzie dobrze ; ) musi być. 

Mam tylko jego. 

Mimo burz, przetrwaliśmy. Nie poddaliśmy się. Chociaż jakiś czas temu usłyszałam od pewnego mężczyzny, że gdyby on nie mógł mieć dzieci, to pozostałby bezdzietny, bo Bóg tak chciał. Myślę tylko, że gdyby trzymał w rękach swoje wyniki z treścią "brak plemników", zmieniłby zdanie.
Nie bolą mnie już takie komentarze. Chyba za dużo złych słów usłyszałam już o osobach niepłodnych, bezpłodnych, że chyba przestało mnie to ruszać. Czuję się dziwnie obojętna, wypalona od środka. Nawet nie chce mi się walczyć z takimi słowami, bo to studnia bez dna. 
Teraz chcę się cieszyć tym czekaniem. Bo czekam na Kogoś Wyjątkowego. 
Robimy pokoik, w którym kiedyś zamieszka nasze dziecko. Jeszcze nie wiadomo jaką drogą do nas trafi, ale jesteśmy coraz bliżej... 

wtorek, 10 stycznia 2017

Pierwszy w nowym roku

Dawno nie pisałam. Natłok pracy, nowe zajęcie, którego się podjęłam pochłania mój czas jak odkurzacz brud z podłogi ;)


widoczki z okna :)

Droga do domu 

Szaleniec na śniegu 😀

Ten miesiąc był intensywny, wiele się działo. Jak co roku bałam się świąt, ale minęły mi szybko, bez ciśnienia. Były inne niż poprzednie. Dziwnie spokojne, bez żalu, zazdrości, bez rozpaczania nad naszą sytuacją. To były wyjątkowe święta, bo w moim sercu zawitał spokój, jakaś dziwna pewność, że kolejne święta nie będą już tylko we dwoje... Poczułam coś wyjątkowego, jakby ktoś odmienił moje serce. Wybaczyłam wszystkim, którzy mnie zranili, pogodziłam się z mamą, zadzwoniłam do taty z życzeniami... Nie ma we mnie żalu, złości na to, jak potoczyły się nasze losy. Jest pokój i miłość.
Przestałam się szarpać z tymi uczuciami, które co roku niszczyły mi święta. Być może za sprawą pewnej rozmowy, która odbyła się już jakiś czas temu, po informacji o ciąży mojej młodszej siostry. Właściwie dwie rozmowy miały na mnie wielki wpływ:jedna z moją starszą siostrą, druga- z siostrą M.  W zasadzie moja starsza siostra rozsypała mnie totalnie wtedy, bo ona jako jedyna zna naszą diagnozę i być może w złości powiedziała, że ivf nie jest nam potrzebne, bo skoro jest kilka plemników, to naturalne szanse są  (taaaa 1:10000000) a poza tym mogę mieć dziecko z innym facetem! Chciała na siłę mnie pocieszyć, a uzyskała efekt odwrotny... Ponadto mówiła,że nie rozumie nas, dlaczego jeszcze nie adoptowaliśmy, tłumaczyłam jej, że M .  nie jest na to gotowy a adopcja to nie są zakupy w supermarkecie... Ech, stwierdziłam, że nie będę z nią więcej poruszać tych tematów, których nie jest w stanie zrozumieć.

Jakiś czas po tej rozmowie spotkałam sie z siostrą M. i powiedziałam jej o ciąży siostry, o tym, że chciałabym, aby było normalnie, abym na tę wieść mogła skakać pod sufit jak inni, że nie umiem tego kontrolować,  bo to są uczucia, coś, co się dzieje poza mną. Obie płakałyśmy jak bóbr, powiedziała mi, że wierzy mi, że nie mogę kontrolować tych uczuć, one po prostu SĄ, rozumie mnie i  że też jest jej przykro, gdy są święta, urodziny, które chcielibyśmy spędzać ze swoim dzieckiem. Ta rozmowa bardzo mi pomogła. Wreszcie poczułam, że ktoś rozumie mój ból, emocje, które rozdzierają mi serce. Dzięki tej rozmowie, to były pierwsze święta od bardzo dawna, podczas których nie czułam się dziwnie wśród bliskich z pociechami i nie rozdzielałam każdej emocji na strzępki ; )

A co poza tym ? Zima w pełnej krasie, rozważam kilka dni wolnych od pracy ze względu na dodatkowe zajęcie, które miało być dodatkowym projektem, okazało się, że pochłania cały czas wolny.
No i cieszę się , że odnalazłam się w nowej sytuacji- teraz cieszę się , że pojawi się nowy członek rodziny 😊 będzie dziewczynka !!! Wiem , że będę ją kochać tak jak inne moje siostrzenice i  ta miłość wypełnienia moje serce, usuwając cienie zazdrości. Na ostatnim usg było widać wszystko, paluszki nawet a siostra uznała, że zdjęcie twarzy przypomina zombie ; )
17 stycznia M. odwiedzi endokrynologa- mam nadzieję , że wkońcu położy go na oddział na przegląd ; ) a 24-tego mam kolejne badania genetyczne mutacji cftr. Przy okazji odbioru moich wyników przycisnę panią dr aby zleciła M. panel badań genetycznych w kierunku zakrzepicy, którą miał w ubiegłym roku. Wcześniej o tym nie pomyślałam, ale teraz doszłam do wniosku, że dobrze byłoby sprawdzić czy tamten incydent nie miał podłoża genetycznego.