piątek, 28 lipca 2017

Lipiec.

Lipiec szybko przeminął. Wniósł do mojego życia dużo więcej spokoju. I wniósł przede wszystkim dystans, chłodne spojrzenie na sprawy, które z pewnością zdecydują o moim przyszłym życiu... 
Decyzje, które muszę podjąć nie są łatwe, ale wiem po co i dla kogo to robię...dla siebie, dla M.  I dla Ciebie, mój Synku... Tak bardzo chciałabym, abyś już był... abym mogła Cię przytulić, zaśpiewać kołysankę...  abyś miał rodzeństwo...

Czasami patrzę na swoje życie jakbym była za szklaną ścianą, jakby to, co dzieje się teraz, nie było NAPRAWDĘ. Jakby to prawdziwe życie miało się dopiero zacząć. I choć zabrzmiało to bardzo nostalgicznie, to jest we mnie sporo optymizmu. Jest spokój. Wiem, że jestem coraz bliżej mojego dziecka. Jeszcze chwila i poczuję jego dotyk, usłyszę pierwszy płacz. Jestem spokojna,  bo wiem, że tak właśnie miało być,  tak miało się potoczyć moje życie. Taka droga była mi przeznaczona. Być może nie umiałabym w pełni docenić DARU tak, jak na to zasłużył..?

Będąc na wakacjach nie myśleliśmy o tym intensywnie, nie rozkladaliśmy spraw na czynniki pierwsze a jednak jakoś tak samo w głowie się poukładało (a czy dobrze, to się jeszcze okaże 😉😅). Zdecydowaliśmy o zapłodnieniu wszystkich komórek. 

In vitro to loteria. Nie wiem, co będzie. Jakość naszych komórek może okazać się tak słaba, że nie powstanie żaden zarodek. Na pewno nie podjęłabym takiej decyzji,  gdybym wiedziała, że nasz problem jest mało jasny, ale w NASZYM przypadku te 50% na pewno ciągnie nas w dół.  
Chciałabym również, aby w przyszłości moje dziecko miało rodzeństwo, aby miało się z kim bawić; ), aby nie było samo na świecie, gdy nas zabraknie... 

Będę walczyć o to wszystko. Zdecydowałam się na jedną, pełną procedurę, dlatego muszę zrobić wszystko,  aby dać nam SZANSĘ. 

Ten czas był nam potrzebny. Cieszę się, że są wakacje. Jest lato, jeszcze chwila. Zaraz się zacznie... 

Jestem szczęśliwa. 
Teraz.